📸 Jan Bogacz
Krzysztof Mielańczuk – Znamy się z TVP Polonia! 🙂
W dzieciństwie chciał zostać nauczycielem, potem mu przeszło i chciał zostać… Marylą Rodowicz albo Jerzym Połomskim – ciągle śpiewał ich piosenki. Jego przygoda z telewizją czy jak mówi – „raczej ciężka praca w telewizji” – zaczęła się wiele lat temu. Na początku jako śpiewający aktor wygrał konkurs na prezentera programów dla dzieci i zaczął pracę w programie „Mama i ja”. Współtworzył ten program ponad trzy lata. Potem zgłosił się do konkursu na dziennikarza i prezentera programów informacyjnych ogłoszonego przez Telewizyjną Agencję Informacyjną. Wszelkie sprawdziany przeszedł pomyślnie i znalazł się wśród wybranej z kilkunastu setek chętnych – dwunastce! Następnie odbył intensywny kurs i otrzymał propozycję pracy w TAI. Wolał jednak coś spokojniejszego i tak został prezenterem I programu TVP, a zaraz potem przeszedł do tworzonego właśnie programu satelitarnego – TVP Polonia.
– W latach 80-tych pracowałem w Teatrze Muzycznym w Gdyni pod dyrekcją Jerzego Gruzy. Były to chyba najlepsze lata tego teatru. Mieliśmy bowiem – my występujący na scenie i widzowie odwiedzający teatr – możliwość uczestniczenia we wspaniałych widowiskach. Wtedy właśnie teatr zasłynął ze wspaniałych musicali. Graliśmy „Skrzypka na dachu”, „Jesus Christ Superstar”, „Les Miserables”, „My Fair Lady””. Po sześciu latach spędzonych w Trójmieście wróciłem do Warszawy. Tu pracowałem przez jakiś czas w Operetce potem przemianowanej na Teatr Muzyczny Roma. To był bardzo intensywny w moim życiu gdyż robiłem kilka rzeczy jednocześnie – praca w teatrze i w TV – jednak na wszystko starczało mi jakoś czasu i udawało się to pogodzić. W tym czasie wiele także podróżowałem z Operetką m.in. po Niemczech. Zagrałem tam ok 100 spektakli „Życie paryskie” po niemiecku! Może nie byłoby w tym nic szczególnego gdyby nie fakt, że zupełnie nie znam tego języka i przygotowanie roli wymagało ode mnie sporego wysiłku. Jednak było warto. Pierwsza reakcja publiczności na mój niemiecki trochę mnie zmroziła, bo wszyscy parsknęli śmiechem, ale nie z powodu mojego języka tylko z powodu żartu, który jakimś cudem udało mi się przekazać… po niemiecku.
Można powiedzieć, że Krzysztof Mielańczuk wziął rozwód ze sceną teatralną, nie występuje na scenie ale przyznaje, że trochę mu tego brakuje. Ale kto wie, co jeszcze przyniesie życie. Pewne jest, że wyuczony zawód – śpiewający aktor – bardzo przydał się w pracy jaką teraz wykonuje.
– Nie mam problemu z dykcją, potrafię poradzić sobie z tremą, która jest zawsze i dobrze, bo akurat mnie mobilizuje, a występy publiczne (choć ta publiczność jest niewidoczna) nie są czymś strasznym. Oczywiście nie było tak zawsze! Nigdy nie zapomnę swojego pierwszego razu przed kamerą, „na żywo” – to był prawie atak serca!
Swobodnie zachowuje się przed kamerą, zarówno kiedy przedstawia propozycje programu tv, jak też podczas prowadzenia wywiadów na żywo. Twierdzi też, że nie przygotowuje swoich gości, wręcz stara się nie omawiać z nimi szczegółów takiego spotkania na antenie, chyba że gość wyraźnie sobie tego zażyczy. Dotyczy to również programu „Brawo Bis”. Nie lubi spotykać się z kimś zaproszonym do studia np. na godzinę przed wywiadem, bo wtedy „wygadują” się ze sobą i na antenie nie jest już tak interesująco. Często ma niedosyt i stawiając się w sytuacji widza stwierdza, że można było rozmowę poprowadzić inaczej, bardziej interesująco, można było poruszyć więcej tematów, może ważniejszych spraw.
– Cóż, zawsze można lepiej, a program idzie przecież „na żywo” i nic nie da się poprawić. Myślę, że widzowie lubią właśnie ten dreszczyk emocji, który łączy się z programami „na żywo”. Lubią wiedzieć, że w każdej chwili może wydarzyć się coś nieoczekiwanego i czasami rzeczywiście się wydarza.
Przykład?
– Sytuacje bywają rożne. Kiedyś starsza pani – córka oficera, który zginął w Katyniu, była tak wzruszona, ze na samym początku spotkania rozpłakała się i nie mogła wydusić z siebie ani słowa. Rozmowa „szła na żywo” i miała trwać ok 8 minut. Próbowałem jak mogłem, lecz niestety pani nie była w stanie się uspokoić. Musiałem delikatnie zakończyć to spotkanie. Myślę jednak, że czekasz na jakieś dowcipne sytuacje, które zdarzyły mi się na antenie.
I owszem 😉
– Tych też nie brakuje. Pewnego razu prowadząc program „Brawo Bis” musiałem wszystkich kolejnych widzów dzwoniących do mnie prosić o podanie swojego imienia. Powtarzało się to za każdym razem, a kiedy wreszcie zadzwoniła pewna pani z Niemiec i powiedziała – „Basia z Hamburga”, ja bezmyślnie zadałem pytanie – „No, pani Basiu, jak ma pani na imię?” W tym samym momencie „ugotowałem się” ze śmiechu razem – mam nadzieję – z widzami przed telewizorami.
Często prowadzi różnego rodzaju spotkania, imprezy rozrywkowe. Świetnie znajduje się w roli prowadzącego – czuje się wtedy jak „ryba w wodzie”, bawi się razem z publicznością. Poznaje wspaniałych ludzi, ale czasami spotkanie z prawdziwą osobowością napawa go lękiem – czy podoła…
impreza andrzejkowa w Zajeździe Piastowskim w Kazimierzu Dolnym/
– Jednak okazuje się, że zazwyczaj ci „najwięksi” są bardzo sympatycznymi, przyjaźnie nastawionymi do innych ludźmi. Ugruntowana pozycja zawodowa usprawiedliwiałaby ich wszelkie kaprysy i dąsy, jednak ci ludzie – w ogromnej większości – tacy nie są. Niestety nie można tego powiedzieć o młodych „gwiazdkach jednego sezonu”, które potem gdzieś szybciutko przepadają. Myślę, że sukcesy i porażki tych pierwszych nierozłącznie związane z praca zawodową, uczą pokory i dystansu do szumu wokół własnej osoby. Ci młodsi tego nie mają.
Wiele z poznanych osób z czasem staje się dobrymi znajomymi, nawet przyjaciółmi Krzysztofa, chociaż jak sam przyznaje tych prawdziwych przyjaciół, na których zawsze może liczyć, ma raczej poza telewizją. Są to ludzie „od serca”, których zna od lat. Przyjaźń często oferują mu widzowie, zwłaszcza panie, od których dostaje olbrzymią ilość listów. Śmiało można powiedzieć, że Krzysztof Mielańczuk to obiekt westchnień kobiet na całym świecie. Popularność wśród widzów bardzo go cieszy, szczególnie kiedy wyjeżdża na wakacje zagranicę i jest tam rozpoznawalny przez miejscową Polonię i nawiązują się bardzo sympatyczne znajomości. Tak na przykład było we Francji i w Stanach Zjednoczonych. Przyznaje, że takie dowody sympatii bardzo pomagają w pracy.
– Nie wiem kiedy to się stało, ale w pewnym momencie kogoś kto słucha i ogląda mnie z tej drugiej strony obiektywu, przed telewizorem, zacząłem traktować jak dobrego znajomego, z którym znamy się od lat i co ważniejsze – lubimy, a nie jak kogoś całkowicie anonimowego. To bardziej komfortowa sytuacja, ale by zaistniała potrzebny był czas – te kilka lat, które minęły od pierwszego dyżuru. Czasem niestety zdarzają się „dowody sympatii”, które przeradzają się na przykład w dobijanie się do drzwi albo telefony z jakimiś strasznymi tekstami. Niedawno przezywałem właśnie taka dość niesympatyczną dla mnie sytuację. Pewna – chyba nie do końca dojrzała emocjonalnie pani – odkryła w jakiś sposób mój numer telefonu i adres i krótko mówiąc trochę mnie „niepokoi”. To trochę trwało z przerwami ponad trzy lata. Znajomi namawiali mnie nawet do zgłoszenia sprawy na policję, na szczęście od dwóch miesięcy jest spokój. Jeśli ten przypadek wziąć pod uwagę, to jest to minus, ale i naturalne ryzyko pracy, która wykonuję. Poza tym są same plusy.
Jednak nie popularność jest dla niego najważniejsza w życiu, lecz miłość, przyjaźń, rodzina i „święty spokój”, który docenił będąc na wsi, na swojej całkiem świeżej działce na Podlasiu. Właśnie tam i teraz poczuł wenę twórczą, nabrał wielkiej ochoty na malowanie. Może okaże się polskim Picasso! – czas pokaże.
Krzysztof Mielańczuk & Ewa Sobkowicz
Gdy nie pracuje, jak inni mężczyźni biega na siłownię, jeździ na rowerze, chodzi do kina, spotyka się z przyjaciółmi. O czym marzy, czego można mu życzyć?
– Mam sporo marzeń, ale boję się, że jeśli o nich powiem nigdy się nie spełnią. Będę więc milczał i poproszę tylko o trzymanie za mnie kciuków. Dzięki!
A wszystkim, którzy dobrnęli do końca tej rozmowy Krzysztof życzy tego samego i…
– Żeby to, co gdzieś tam głęboko w sobie ukrywają spełniło się. Powodzenia!
Bardzo dobrze pamiętam Pana Krzysztofa i program Brawo Bis. Szkoda, że zniknął z ekranu tv.
Pewnie, że pamiętam Pana Krzysia! 😍 Swoją drogą ciekawe co się z nim teraz dzieje?
Szkoda, że TVP pozbywa się fajnych ludzi,a zostawia Holeckie,Ogórki i facetów z farbowanymi włosami i brodą (żenada)