Fantastyczny Artysta, który potrafi zaśpiewać chyba wszystko! Po spektaklach inaugurujących nowy sezon artystyczny w Teatrze Muzycznym w Lublinie, Gość specjalny wydarzenia – Katarzyna Gärtner napisała: „Grzegorz Wilk, po prostu palce lizać jak śpiewał! Sama rozkosz! Koncert trwał dwie i pół godziny, szkoda że tylko dwie i pół”
Podpisuję się obiema rękami pod słowami Katarzyny Gärtner! Wciąż wspominam twój występ w widowisku „Od Opola do San Remo”
– Dziękuję, to bardzo miłe, szczególnie w czasach Discopolisco. Tym bardziej, że na piosenkach Pani Katarzyny się wychowałem. Do dziś płyta „Zagrajcie nam dzisiaj wszystkie srebrne dzwony” dźwięczy w moim sercu.
Twój koncert z Zespołem na Dzień Kobiet również na długo wszyscy zapamiętamy
– Ja chyba również. Odważna publiczność, która nie bała się przyjść. Dziękuję. Był to bardzo wyjątkowy koncert, zwłaszcza że ostatni przed zakazem ich organizowania. Nawet nie wiem jak to 2,5 godziny zleciało.
Śpiewasz, grasz w teatrach, występujesz w programach telewizyjnych, ale mało kto wie, że z wykształcenia jesteś nauczycielem techniki iinformatyki, dodatkowo socjologiem, ukończyłeś specjalizację francuską na Wydziale Filologii Polskiej Uniwersytetu Opolskiego, posiadasz kwalifikacje i uprawnienia dziennikarza radiowego i jakby tego było mało technika dentystycznego! Człowieku nie zginiesz! 😉
– Gdy moje śpiewanie przestanie być potrzebne, to chyba jednak tak. Moja wiedza w innych kierunkach mocno się zdezaktualizowała przez te kilkanaście ostatnich lat, kiedy jej nie używałem. To akurat był błąd. Chciałem się zabezpieczyć i mieć kilka spadochronów w razie gdyby samolot zaczął spadać. Ale one zmurszały mi w plecakach. Nie mam już czasu na studiowanie tego od początku.
Twój talent to prawdziwy dar od Boga
– Tym darem jest miłość do tego co robię. A to mi daje jeszcze choć trochę wiary, że to powietrze, które z siebie wydobywam, pomnożone przez emocje, które we mnie są, jest w stanie uświadomić ludziom, że jeszcze mają serca i potrafią czuć.
Pamiętasz swój pierwszy raz na scenie i uczucie gdy pierwszy raz występowałeś przed publicznością?
– Pierwszego nie, bo zaczynałem wcześnie, ale było wiele tych „pierwszych”. Paraliżujący strach nie pozwolił mi ich zapamiętać. Ale uczucie po przełamaniu tremy przed wyjściem na scenę towarzyszy mi do dziś. Tam jestem szczęśliwy. Gdy nie gram, choć może to śmieszne, i to facetowi nie przystoi, ale nie czuję się dobrze. Z tym że nie jest to wywołane próżnością. Może to zabrzmieć głupio w 21 wieku, ale ja nadal czuję misję dawania ludziom radości i wzruszeń. Z nią zacząłem śpiewać.
Czy ktoś miał wpływ na twój wybór drogi życiowej?
– Każdy kto się ze mną zetknął. Choć wiadomo, jest wiele osób którym coś tam zawdzięczam. Niewiele tych, które we mnie uwierzyły. Od dziecka przez całą młodość słyszałem, że się do tego nie nadaję, i żebym sobie dał spokój, bo nic z tego nie będzie.
Chwała Bogu, że nie posłuchałeś tych „znawców”! Kogo słuchałeś w dzieciństwie? Kto wywarł na Tobie największe wrażenie?
– Słuchałem słuchowisk muzycznych. Tak, bajek z piosenkami. Pięknych bajek z pięknymi melodiami i wartościowymi i uniwersalnymi tekstami. Potem znaczenie miało to, co leciało w Radio. Czyli muzyka popularna, Boney M, Afric Simone, piękne 70-te lata. No i płyty , których słuchali rodzice. Wspomniana Katarzyna Gärtner właśnie, Trubadurzy, Andrzej Rosiewicz, wiele innych. Ludzie telewizji. Muzyki. Niemen, Demarczyk, Grechuta. Potem Lipko, Korcz, Rynkowski, Wodecki, no a potem czas przyszedł na światowe gwiazdy heavy metalu m.in. „Iron Maiden” i długie włosy. Koncerty na video w kanciapie w Domu Kultury. Gdy zaczyna się od mistrzów trudno potem spojrzeć w dół.
Jesteś solistą oratoriów Rubika. Jak się współpracuje z Piotrem Rubikiem?
– Szybko i sprawnie. Kiedyś pracowaliśmy więcej.
Twój głos słychać na płytach wielu artystów, również w filmach.
– Tak się złożyło. Sam nie wiem dlaczego tak mało. Czasem odnoszę wrażenie, że to tak przypadkiem.
Czy jest występ, który szczególnie zapadł w twojej pamięci?
– Każdy zapada w mojej pamięci. Jedne mniej, inne więcej. Występowałem już chyba na każdym typie sceny jaki wymyślono. Od wozu sczerniałym i zbutwiałym od gnoju na polu ziemniaków do Arie Crown Theater i kilku innych gigantycznych sal w Chicago i wielu miastach Ameryki. Ale jest jeden taki, który mnie spiął najbardziej, na stadionie w Opolu. Zapomniałem tekstu na początku piosenki i „lalałem” przez trzy minuty. To uczucie nie było komfortowe.
Masz swój zespół o dźwięcznej nazwie WOLF. Wydaliście płytę o tym samym tytule. Znajdują się na niej fantastyczne utwory, których sam jesteś autorem. Opowiedz o tej płycie, o tym samym procesie tworzenia muzyki, pisaniu tekstów. Skąd czerpiesz natchnienie?
– Z poczucia dysonansu poznawczego. Nic nie jest takie jakie powinno być.
Piszę jakie powinno być i jak się z tym można czuć. Piszę piosenki, jakie sam chciałbym usłyszeć. Piszę do kogoś, a nie „pomimo”. Niestety w większości ludzie nie chcą myśleć. Na szczęście ci, którzy chcą, przychodzą na moje koncerty.
Lubisz koncerty, światła reflektorów na scenie, bezpośredni kontakt z publicznością?
– Tylko to mi daje namacalny dowód na słuszność tego co robię.
Poza popularnością i rozpoznawalnością, co Ci dały występy w programie „Jaka to melodia”?
– Rozleniwiły mnie. Dały poczucie bezpieczeństwa, i poczucie, że życie może być „constans”. Nie może. Mogłem przez ten czas zrobić kila razy więcej, chociaż… gdybym mógł, to zapewne bym zrobił. Ale fakt, to była dobra szkoła, szlifowałem warsztat nawet wtedy, gdy już te covery wychodziły mi bokiem. Szkoda tylko, że kilka drzwi przez to śpiewanie przede mną się zamknęło. Zaryzykowałbym, że jeszcze wiele się zamknie. Ale nie dbam już o to. Robię swoje rzeczy, choć jak ktoś chce mieć superkoncert ze znanymi piosenkami, to ma we mnie najsolidniejszą firmę narynku. I najprawdziwszą.
W programie „Twoja twarz brzmi znajomo” wcielałeś się w postaci znanych artystów, zarówno mężczyzn i kobiet. Który odcinek był dla Ciebie największym wyzwaniem?
– Gdy udawałem Glorię Gaynor. Stojąc już w pełnej charakteryzacji nie byłem sobie w stanie nawet przypomnieć, jaki utwór mam śpiewać. To był pierwszy raz w życiu, gdy postanowiłem nie wyjść na scenę. Ale nie zdążyłem… Winda ruszyła, i nie było odwrotu… Zwycięstwo w moim odczuciu „szlachetnie” oddałem Stefano Terrazzino. Czy to ktoś pamięta? Nie sądzę. Tak poznałem showbiznes 🙂
To teraz sobie przypomnimy ten występ…
Podczas jednego z odcinków, w którym znakomicie odegrałeś Bono z U2 i wygrałeś, wyjawiłeś skrywaną tajemnice, szczerze wyznałeś, że zmagasz się z problemem niedosłuchu. Jak sobie radzisz z tym problemem, bo łatwo chyba nie jest?
– Nie jest. Jak jest za łatwo, to się nie docenia. Ale sobie radzę. Nie można mieć wszystkiego. Dobrze, że na scenie jest głośno i mam mikrofon 🙂
Przypomnijmy sobie ten moment i twój znakomity występ jako Bono
Jak traktujesz aktorstwo w swojej karierze? Byłeś związany z wrocławskim Teatrem Capitol, aktualnie z warszawskim Teatrem Syrena. Rozumiem, że jako rasowy artysta-śpiewak występowałeś i występujesz w musicalach? A może marzy Ci się również jakaś fajna rola w filmie, serialu?
– Ja jestem naturszczykiem. Więc traktuję to bardzo emocjonalnie. Ja nie gram. Bo nie umiem. Nie korzystam z tricków. Ja jestem postacią. Tak jak Stacey Jaxxem w musicalu „Rock Of Ages” w Teatrze Syrena. Muszę nią być, nie mam wyjścia. Ale może dlatego moje postacie są prawdziwe. Jak mi kiedyś powiedział Wojtek Kościelniak, którego bardzo cenię i szanuję jako reżysera i aktora, „Jesteś diamentem, ale musisz dać się oszlifować”. Trochę czasu minęło, oszlifować się nie dałem, i raczej się już się to nie uda, zatem mój wewnętrzny blask na zawsze chyba będzie służył wyłącznie do poprawy mojego samopoczucia 🙂 A czy to lubię? Owszem. Dopóki mnie na to stać. Finansowo. Ale niestety, chodzenie na castingi napawa mnie obrzydzeniem. Nie cierpię wyścigu szczurów. Zatem nie chodzę, zresztą nawet o nich nie wiem. Być może mój manager jeszcze się nie urodził.
Bycie popularnym ma dobre i złe strony…
– Nie znam złych. Ale popytam :). Zawsze spotykam się z bardzo miłymi reakcjami ludzi. Natomiast jednym z podstawowych dobrodziejstw kiedyś było to, że „znany może więcej”. Może szybciej pomagać innym. Ale ja nie jestem samolansującym się influencerem, wiecznie uśmiechniętym, pokazującym kwiatki i fotki jedzenia na instagramie. Udającym, że jest specjalistą w wiązaniu krawatów, bo zajmuje się tym już od 5 miesięcy. Osobiście jakoś mnie to nie bierze. Ja zawsze marzyłem o inteligentnej publiczności. Zatem nie mogę oczekiwać mas.
Jak się relaksujesz? Wiem, ze ostatnio często Cię można spotkać na siłowni 😉
– To też nie relaks. To praca. Nieustanna. Ja po prostu muszę ćwiczyć, żeby nie chodzić do fizjoterapeuty. Wole to. Ja nie umiem się relaksować. Kiedyś za to zapewne zapłacę. Pląsanie po łące i „jednanie się z przyrodą” pozostawiam tym, którzy mają na to czas i taką filozofię.
Jesteś optymistą?
– Skoro nadal robię to co robię, to chyba tak. Choć ja jestem takim realistą – optymistą. Zakładam, że ja dam radę. Ale co z ludźmi wokół? To czynnik, na który nie mam wpływu.
Masz jakiś przepis co robić, jak postępować, by być szczęśliwym człowiekiem?
– Na nic nie mam przepisu, bo im dłużej żyję tym bardziej zbliżam się do myśli sokrateskiej, szczególnie ostatnio. Myślę, że człowiek inteligentny nie może być w pełni szczęśliwy. Szczęście to spełnienie, to beztroska, szczęście to bycie z ludźmi, nie można być szczęśliwym samotnie. A jak być beztroskim gdy w koło tyle nieuczciwości, niesprawiedliwości, nieszczęść? Jak odczuwać spełnienie, wiedząc, że koszt przewyższa zyski? Jeśli to tylko chwile, to owszem, wspominałem już o tym. To scena, chwile z rodziną. Ale ogólnie, myślę, że szczęściem można nazwać brak nieszczęścia. W tej kategorii, tak, w całej tej życiowej nerwówce bywam szczęśliwy. Choć nieszczęścia różnej miary oczywiście się przytrafiają.
Pojawienie się Syna zmieniło twoje życie, patrzenie na świat?
– Pół świata zrozumiałem dopiero dwa lata temu. Dziwne. A myślałem, że tak wiele wiem.
Czego chciałbyś nauczyć Syna, jakie wartości mu przekazać?
– Nie przekażę mu tych, których nie znam, więc obłudy, arogancji i chamstwa mu nie zaszczepię. Ale sam już nie wiem czy to dobrze. Uczciwym i szczerym ludziom ciężko dziś się żyje. Chciałbym żeby potrafił zaryzykować, bo bez tego niczego się nie wygrywa. Żeby umiał być odpowiedzialny za własne czyny. By poznawał świat, poszukiwał tego co chce, wiedział czego nie chce i potrafił jasno komunikować swoje potrzeby. Był uczciwy względem siebie i innych. Kochał ludzi, których warto kochać. Aby nie tracił czasu na nienawiść ale z wrogami rozprawiał się bezpardonowo. Nie nadstawiał drugiego policzka. Żeby robił to co kocha i robił to zawsze na 100%. Inaczej to nie ma sensu. I przede wszystkim żeby był otwarty i rozumiał. Potrafił odróżnić zło od dobra i nie zmieniał poglądów za 30 srebrników.
Plany na przyszłość?
– To co w miarę pewne, że niedługo ukaże się moja płyta, do której muzykę napisał Marcin Nierubiec do tekstów K.K. Baczyńskiego. Jesteśmy już przed końcem nagrań. To będzie piękna płyta. Delikatna, subtelna, a jednocześnie mocna i emocjonalna. Dla wrażliwców. Nie ukrywam, że miałem piękne plany na ten rok i prywatne i koncertowe, w tym trasy zagraniczne. Oczywiście przez tzw. „epidemię” i ogólnoświatową histerię nic z tego nie wyszło, więc staram się nie rozśmieszać już Boga. Wystarczająco zafundowałem mu życiowego kabaretu.
Miejmy nadzieję, że szybko wrócimy do normalności i wkrótce spotkamy się na twoim koncercie.
Dziękuje za rozmowę 🙂
Grzegorz to prawdziwy talent. W innym kraju z pewnością byłby wielką Gwiazdą! Niestety u nas lansuje się pseudo śpiewające talenty j pseudo muzykę. Przykre to jest 🙁
Zaczytałam się!Świetna rozmowa, fajny facet i mega zdolny artysta!Pozdrawiam!
Świetny wywiad 👍 A co do TTBZ 🤔 pamiętam jak to było z wygraną Stefano … Spełnienia planów tych zawodowych jak i prywatnych życzę 🙂
Nie mogę się doczekać kolejnego koncertu Grzegorza Wilka 😍 w obecnej sytuacji tak wiele wrażeń artystycznych nas omija 😥
Brakuje Grzegorza w programie „Jaka to melodia”. Od czasu do czasu jeszcze korzystają ze starych nagrań, ale to nie to samo.
Program „jaka to melodia” dużo stracił na rozstaniu z tym artystą. Bardzo dobrze, ze chociaż Norbi programu już nie prowadzi, bo do pięt nie dorastał Janowskiemu!
Przeczytałam jeszcze raz i dziękuję za informację o jutrzejszym koncercie Grzegorza z zespołem NaVi w Radiu Lublin!