Agata Mikulska-Sienkiewicz – malarka, historyk sztuki, mama, biegaczka, nazywana „Degas w spódnicy”. Jej „Baleriny” są już w kolekcjach na całym świecie…
Kiedy się zaczęła twoja przygoda z „pędzlem”, co spowodowało, że postanowiłaś poświęcić się malarstwu?
– Moja przygoda z malarstwem zaczęła się tak naprawdę już dawno. Mam przyjemność być absolwentką lubelskiego Liceum Plastycznego, a pierwsze próby malarskie podejmowałam jeszcze w szkole podstawowej, także sztuka jest obecna w moim życiu niemal od zawsze.
Co przedstawiał Twój pierwszy obraz?
– Pamiętam , że pierwszy poważny, nazwijmy to „ malunek”, to była Mała Syrenka, a jeśli chodzi o obraz z prawdziwego zdarzenia, to zdaje się, że martwa natura, chociaż prawdę mówiąc nie mam pewności.
Jak wygląda proces twórczy – praca nad obrazem w praktyce. Od czego zaczynasz?
– Leonardo da Vinci powiedział, że największe dzieła powstają w umyśle artysty. Nie wiem, czy rzeczywiście największe, ale zawsze zaczyna się od pomysłu. Czasem jest to wizja gotowego obrazu, czasem ogólna idea, myśl co chcę namalować, jaki stan, emocję, czy po prostu scenę.. Potem powstaje projekt, czasem na kartce, czasem w komputerze. Nierzadko posiłkuje się robieniem zdjęć, do których pozują mi koleżanki. Gdy projekt jest gotowy zaczynam pracę nad płótnem – szkic, podmalówka i wykończenie, czyli klasyczne działania malarskie.
Co Cię nakręca, inspiruje, skąd czerpiesz pomysły, co pobudza twoją kreatywność?
– Myślę, że inspirują mnie emocje. Czasem moje własne przeżycia, które symbolicznie przenoszę na płótno pod postacią kolejnej baletnicy, czasem są to historie innych osób, tak realnych, które znam osobiście, jak i funkcyjnych, czego przykładem może być postać Małgorzaty Gautier, która ostatnio zagościła na moich obrazach.
Uwielbiam twoje obrazy przedstawiające baletnice. Malujesz baletnice, bo lubisz balet, pociąga Cię ten taniec?
– Jest wiele powodów. Balet jest mi bliski od zawsze, poza typowymi dla małej dziewczynki marzeniami o byciu baletnicą, przemawiały do mnie historie, które opowiada. Szczególnie poruszała mnie historia Odetty, ale ta w wersji bez „happy endu”: miłość, nadzieja, okrucieństwo, rozpacz i śmierć– trudno przejść obok tego obojętnie. Jako dziecko bardzo lubiłam Baśnie Andersena, tu z kolei wzruszała mnie do łez historia Dzielonego Ołowianego Żołnierza i jego nieszczęśliwej miłości do małej baletnicy, która ginie w płomieniach. Poza tym lubię kobiety, zachwycają mnie, a baletnica na scenie to kwintesencja kobiecości, która łączy w sobie piękno, wrażliwość, zmysłowość, siłę, delikatność i pasję.
Wkrótce zobaczymy twoje najnowsze baletnice w Lublinie. To będzie już druga wystawa twoich obrazów w Teatrze Muzycznym w Lublinie…
– Tak, zgadza się i bardzo mnie to cieszy. Ze względu na lata tu spędzone, Lublin to moje niemal rodzinne miasto, więc zawsze chętnie tu wracam. Od czasu mojej ostatniej wystawy tutaj upłynęło już kilka lat, myślę że w tym czasie rozwinęłam się twórczo, jestem bardziej świadomą artystką, jeśli chodzi o drogę malarską, jaką obrałam i naprawdę miło mi będzie znów zaprezentować się lubelskiej publiczności.
Swoje prace często przekazujesz na różnego rodzaju akcje charytatywne. Od kilku lat wspierasz działania Lubelskiej Akcji Charytatywnej…
– Tak Ewo, to prawda. Wychodzę z założenia, że talent to dar, który należy nie tylko rozwijać, ale też się nim dzielić. Gdy zdarzają się niepowodzenia, chwile zwątpienia w sens tego, co robię, wtedy świadomość tego, że moja praca może komuś realnie pomóc, bardzo pomaga. Lubelska Akcja Charytatywna to wspaniała inicjatywa, rok rocznie jestem zachwycona jej organizacją, zaangażowaniem osób za nią odpowiedzialnych, hojnością Licytujących. Od jakiegoś czasu obraz, który przekażę, wybieram i rezerwuję z dużym wyprzedzeniem i zawsze zależy mi na tym, aby była to praca na jak najwyższym poziomie.
Dużo pracujesz. W jaki sposób odpoczywasz? Co Cię relaksuje?
– Poza sportem, przede wszystkim czytam i słucham muzyki, oglądam filmy. Jako typowa introwertyczka potrzebuję samotności, relaksuje się, kiedy mogę się odciąć od wszystkiego.
Czy zdarza się, że jesteś znużona malowaniem?
– Zdarza się, ale jest to raczej coś, co wynika z mojego samopoczucia, niż z faktu, że mam dość malowania. Malowania nigdy nie mam dość – jeśli nie maluję, to za malowaniem tęsknię.
Obserwując ostatnio twój profil facebookowy zauważyłam niepokojące wpisy dot. badań. Już wiem, że wszystko jest ok, ale może zechcesz się podzielić swoimi przeżyciami i przemyśleniami dot. naszego życia, naszego zdrowia?
– Niestety zdrowie jest od pewnego czasu moją piętą Achillesa. Dotknęły mnie dwie plagi XXI wieku, koniec 2019 roku przyniósł podejrzenie raka piersi i konieczność wykonania badań genetycznych, które są jeszcze przede mną. Guz okazał się niegroźną zmianą, ale uświadomił mi istnienie realnego zagrożenia i tego, że muszę być czujna, do czego zachęcam wszystkie kobiety bez względu na wiek. Drugi problem, z którym się borykam to depresja z ciężkimi, nawracającymi atakami. Niestety tak jak na hasło „rak” od razu zapala nam się czerwona żarówka i nie mamy wątpliwości, co do konieczności podjęcia leczenia, tak depresję często lekceważymy – i to zarówno u siebie, jak u innych. Wydaje nam się , że minie, przejdzie, że to taka fanaberia. Nie, to nie fanaberia i sama nie minie. O ile nie jest towarzyszącym takim schorzeniom, jak choćby Hashimoto, bez odpowiedniej psychologicznej, a nawet farmakologicznej terapii, będzie się pogłębiać. To jest choroba, która zabija w Polsce ponad pięć tysięcy ludzi rocznie, w tym dzieci. Jesteśmy pod tym względem w niechlubnej europejskiej czołówce. Na szczęście powoli przestaje być to temat tabu, a psychiatra przestaje być postrzegany, jak szaleniec w kitlu, który leczy tylko wariatów.
Jak dbasz o zdrowie? Ostatnio dużo biegasz, nawet maratony…
– Tak, bieganie to bardzo dobry sposób na utrzymanie dobrej formy i dobrego samopoczucia, ale nie jedyny i nie zawsze wystarczający. Poza tym, że w wypadku konkretnych problemów zdrowotnych staram się nie zaniedbywać wizyt u lekarza i nie lekceważyć tego, co się ze mną dzieje, pamiętam o codziennej profilaktyce – sen, zdrowa dieta, odpoczynek, unikanie stresu, czasem suplementacja.
Masz cudownego Syna. Jak wyobrażasz sobie jego życie? Myślisz, że pójdzie w twoje ślady?
– Dziękuję. Może to dziwnie zabrzmi, ale staram się nie wyobrażać sobie jego życia. Poza tym, że chciałabym , aby był szczęśliwym i spełnionym człowiekiem, nie zamierzam mu niczego narzucać. Żadnego realizowania niespełnionych ambicji rodziców. Marzę o tym, żeby sam o sobie decydował, spełniał swoje własne cele i pragnienia w zgodzie z własnym wnętrzem. Zaakceptuje każdy jego wybór, każdą drogę, jaką obierze, nawet jeśli uzna, że wszystko co chce w życiu robić, to zamiatać ulice, bo to piękne i pożyteczne zajęcie na świeżym powietrzu.
Czy czujesz się szczęśliwa i spełniona?
– W moim przypadku to dość trudne pytanie… Szczęście to u mnie pojęcie względne. Powiedzmy, że mam wszystko, co jest do tego potrzebne. A jeśli chodzi o spełnienie? Spełniłam się jako kobieta, ale jako artystka czuję ciągły niedosyt. Jestem zadowolona z obranej drogi twórczej, tego w jakim kierunku poszłam, znalazłam sposób na wyrażenie siebie, ale wciąż jest we mnie jakiś pęd, tęsknota, marzenie o obrazie idealnym. Takim dziele życia. W sumie myślę, że to dobrze, bo to sprawia, że wciąż mi się chce, że wciąż się rozwijam.
Czego można Ci życzyć?
– Spokoju duszy… a reszta sama przyjdzie.
Dziękuje za rozmowę 🙂
🎨🖌
Agata Mikulska-Sienkiewicz urodziła się w Puławach, mieszka i pracuje w Warszawie. Ukończyła Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych w Lublinie, a potem Historię Sztuki na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Do tej pory miała kilka wystaw, najważniejsza z nich, zatytułowana BALLERINAS AMONG US/BALERINY POŚRÓD NAS miała miejsce w kwietniu tego (2016) roku w siedzibie Krajowej Izby Gospodarczej w Warszawie. Patronat nad nią objęły : Galeria BE-ART exclusive i Akademia Kultury i Sztuki Klubu Integracji Europejskiej. W 2015 roku jej obraz trafił na okładkę styczniowego wydania miesięcznika „Cztery Kąty”, w lutym tego samego roku galerię Artystki odwiedziła ekipa Qadransu Kultury. Chętnie udziela się charytatywnie: m.in. od 2014 roku z dużym sukcesem współpracuje z Lubelską Akcją Charytatywną /której Partnerem jest również Teatr Muzyczny w Lublinie/, która co roku w ramach szeregu imprez charytatywnych, organizuje aukcję dzieł sztuki. Jeśli chodzi o twórczość Malarki, to największą inspiracją jest dla niej balet. Tak powstały dwa cykle: „Balet-Abstrakcyjnie” i „Balet – Minimalistycznie”, temu ostatniemu poświęcona była wspomniana tegoroczna wystawa. Jak sama mówi, uwielbia też malować zwierzęta, przede wszystkim konie, które już zostały „ochrzczone” baśniowymi. Obok nich, choć tworzone w zupełnie innej stylistyce, pojawiają się zwierzęta egzotyczne, które tworzą cykl „Wildlife”, zainspirowany realizmem spontanicznym. Do tego nurtu zaliczyć tez trzeba „Twarze” i „Miasta” bezpośrednio nawiązujące do malarstwa niemieckiego artysty o pseudonimie „Voka”.
Bardzo fajny wywiad, rozmowa👍💥❤️🎨🧡💚🍀 gratuluję 💜
Monika jest niezwykle utalentowana malarką, cudowną osobą, a obrazy z baletnicami przepiękne! Świetna rozmowa. Pozdrawiam 🙂