2 komentarze

  1. Leszek Mikrut
    Leszek Mikrut at |

    Zazwyczaj tego kalibru wydarzenia, tym bardziej, jeśli sam w nich uczestniczę, bezzwłocznie prezentuję na FB. Jednak tym razem musiałem sobie przemyśleć kilka kwestii i… dojrzeć do tego wpisu. Bo zazwyczaj jestem zachwycony każdą nową produkcją dawnego Teatru Muzycznego, a dzisiejszej Opery Lubelskiej. Ale tym razem mam trochę mieszane uczucia. Znam libretto dzieła i wiem, kiedy genialny Mozart je ukończył, jakie wydarzenia, z jakiej epoki utwór przedstawia. A ponieważ pierwsza premiera opery miała miejsce w Pradze w 1787 r., zaś druga – jej nieco zmienionej wersji – w Wiedniu rok później, to wniosek odnośnie „miejsca i czasu akcji” nie jest trudny. Zatem jest to hiszpańska Sewilla, środowisko tamtejszej szlachty, druga połowa XVIII w. Jakże więc wielkie było moje zdziwienie, gdy jeszcze przed pierwszym podniesieniem kurtyny dowiedziałem się z zapowiedzi, że autorska interpretacja lubelskiej wersji „Rozpustnika ukaranego…” – to lata 20. wieku… XX. I nie Półwysep Iberyjski, lecz Apeniński, nie środowisko szlacheckie, ale włoskich filmowców. Zadrżałem na tę informację, gdyż wychowany jestem na literaturze klasycznej – takiej uczyłem się, wykłady dla studentów z takiej prowadziłem, prace naukowe o takiej pisałem. Zazgrzytał mi więc od razu w świadomości ten transfer wizji Mozarta i autora libretta o ponad 250 lat w przyszłość.
    I przyznaję, że ponieważ naruszono wg mnie tzw. „zasadę daty faktu” – choć reżyser, sprawiedliwie przyznaję, miał do tego prawo – to od razu zacząłem patrzeć na scenę dość krytycznie. Stosunkowo szybko wśród dźwięków Mozartowskiej muzyki pojawił się na scenie… elektryczny automobil. W mgnieniu oka przypomniała mi się wtedy „Balladyna” Juliusza Słowackiego w interpretacji Adama Hanuszkiewicza (sprzed równo 50 lat), który wprowadził na scenę motocykle marki Honda, a na nich Chochlika, Skierkę i samą Balladynę, ucharakteryzowaną na Barbarellę. Po latach tę sztukę uznano za przełomową, wzorcową. Może i taki los czeka lubelskiego „Don Giovanniego”, ale ja nie uzurpuję sobie praw do znawcy sztuki operowej, tylko zwykłego widza, kochającego operetkę, a lubiącego też operę. Ten reżyserski manewr nie przypadł mi jednak do gustu 🙁
    Ale scenografia przestawienia była przednia. Pomysł z elektroautomobilem także (tylko nie do tego spektaklu). Patrząc na scenę, na zmieniające się płynnie dekoracje (i to zarówno w układzie poziomym, jak i pionowym), na fantastyczne kostiumy aktorów przemykających pośród rozmieszczonych tu i ówdzie pomysłowych artefaktów – wymienialiśmy z żoną westchnienia oczarowania i aprobaty. A do tego – wg mnie (nie znawcy lecz miłośnika sceny) – mistrzowska gra aktorów. Wszyscy Artyści z naszej Opery to zawodowcy i swą wysoką klasę potwierdzili także w tym przedstawieniu. Zaś publiczność ich grę nagrodziła owacjami na stojąco.
    A najgłębsze moje chapeau bas kieruję pod adresem odtwórcy głównej (no i tytułowej zarazem) roli – Patrycjusza Sokołowskiego – który o tym, że będzie śpiewał na II premierze dowiedział się dopiero kilka godzin wcześniej, gdy nagle powiadomiono go telefonicznie, iż musi zastąpić chorego kolegę… Umiem wczuć się w psychikę człowieka, który wie, że na jego barki nieoczekiwanie spada tak wielka odpowiedzialność. Patrycjusz udźwignął ja!
    Orkiestra i Chór OL – jak zwykle na najwyższym poziomie. Dodatkowym pozytywnym akcentem uważam, że było wejście muzyków i samego Maestro do orkiestronu na oczach publiczności dwoma bocznymi zejściami ze sceny.
    Gratulacje za kolejną premierę dla całego Zespołu Artystycznego Opery Lubelskiej, dla Twórców tego wydarzenia i dla Dyrekcji naszej stosunkowo wciąż nowej, więc i młodej, instytucji na mapie kulturalnej Lubelszczyzny.
    Wydarzenie zrealizowane zostało z rozmachem, na wysokim poziomie artystycznym i z pewnością wielu osobom spodobało się. Ja też cieszę się, że widziałem lubelskiego „Don Giovanniego”.

    Odpowiedz
  2. Renata Witczak
    Renata Witczak at |

    Byłam i jestem pod ogromnym wrażeniem! Piękna scenografia i stroje. Spośród zespołu artystów wyróżniali się szczególnie Patrycjusz Sokołowski, Patryk Pawlak i Anna Barska!
    Tak jak wspomniałam już na początku spektakl robi wrażenie. Warto go zobaczyć. Pozdrawiam!

    Odpowiedz

Zostaw komentarz