/📷 Dorota Mościbrodzka/
Alina Jahołkowska wielki smutek uczyniła takim nagłym odejściem swoim. Znana lubelska poetka zmarła 1 maja. Jutro w kościele pw. Świętej Agnieszki w Lublinie przy ul. Kalinowszczyzna, o godzinie 13.00 nastąpi uroczyste pożegnanie Pani Aliny. Piękne wspomnienie o Pani Alicji napisała jej koleżanka po fachu…
Katarzyna Szeloch – historyk literatury, filolog, dziennikarka, publicystka, poetka, pisarka i koleżanka Alicji Jahołkowskiej.
W naszej wczorajszej rozmowie Kasia wspominała: „Smutna wiadomość o śmierci Ali. Pracowaliśmy dawno temu razem u Vetterow, była moją mentorką. A potem przyjaciółką… Nawet pisałam jej recenzje na tomik. Barwna i ciekawa postać. Mogę o niej notatkę – wspomnienie napisać”
I napisała, tak pięknie, że aż się łezka w oku kręci…
🖋
Poetessa w cygańskiej spódnicy
Pamiętam i nie zapomnę Aliny.
Poetessa, bo nie była to zwykła, domorosła poetka. Nic z tych rzeczy. Poetessa krząta się po mieszkanku na Okrzei, szykuje herbatę, zamiata cygańską spódnicą, coś opowiada ze swadą i pichci w kuchni.
Na stole w salonie odpoczywają, zmęczone wieloletnim czytaniem książki.
Do domu wraca młody Leszek, jej oczy tańczą dzikie tanga, kiedy widzi syna, coś opowiada ze swadą i wymachuje rękami w teatralnych gestach, jakby była na scenie teatru jednego aktora.
Najbardziej w niej lubiłam, małe szaleństwo, ekstrawaganckie gesty, łamanie stereotypów jak koktajlowych ciasteczek. Małe bunciki i gaszenie sporów wdziękiem.
Zebrania, spotkania, wernisaże, śmiechy, nalewki, radosna ars poetica rządząca się prawami, które ustaliła sama, niezależna od czasów, ludzi, miejsc, form; wzloty i upadki, egzaltacja i uniesienia, słowne żałoby. Wszystko to owinięte wstążką życzliwości.
Alina to stara dusza.
Słuchałam jej opowieści kresowych, kowieńskich ciągnących się jak cieniste lipowe aleje, ulotnych jak dym.
Nie tylko we mnie pozostawiły ślad.
Poetessa w swoim żywiole, śmieje się głośniej, niż powinna zdaniem większość ludzi, ale dla mnie śmieje się w sam raz.
Słowa zlatują się, jak ptaki przed długą podróżą, zaczyna czytać poezję, przychodzi ktoś jeszcze. Książki odgarnięte ze stołu, zawsze pomalowanymi paznokciami.
Wiatr wpuszcza do pokoju kwitnące jaśminy, może to były bzy. Inny maj w innym życiu, równoległym wymiarze.
Opowieści, jedna po drugiej, tłoczą się w ustach jak pasażerowie na dworcu. Mówi ze swadą, ekspresją, jakby recytowała.
Ma w sobie coś z łapczywej na życie, kresowej szlachcianki, swawolnej hrabiny, która pragnie więcej niż wolno, Cyganki hipnotyzującej wzrokiem. Jej oczy, zwierzęta nocy, które spotkały się z krainą łagodności.
Metresa słów, czyta głośno poezję. Kobieta-mozaika!
Nie ma zamiaru przestać opowiadać, opowieść tworzy kolejne rozlewiska, wzbiera, kreuje wodne wiry, dotyka piasków i zmienia odcienie!
Wsuwamy się w jej opowieść jak dłoń w rękawiczkę, bez oporu i z ufnością. Wszystko jest opowieścią, a ona staje się wszystkim. Delikatnie sprowadza nas do najważniejszego, do tu i teraz.
Znowu błyszczą jej oczy, coś czyta, recytuje, a w zasadzie deklamuje i teraz upodobnia się do dobrze wychowanej panny, z pensji u zakonnic. Czyta wyraźnie, z coraz większą pasją, stając się nagle wściekłą aktorzycą, która wygłasza manifesty! Kontestuje dawne prawdy jak pierwsze sufrażystki, zaprzecza, ale z wdziękiem, jest pełna sprzeczności.
Miesza poezję, prozę, wspomnienia, sepiowe zdjęcia, olśnienia i mroczne stany duszy. Kalejdoskopy i mozaiki słowne. Pozorny chaos i perlisty śmiech. W tyglu przeszłości stygną łzy, choroba, nie chce ich pamiętać.
Znowu mówi o synach, zmieniają jej się oczy, drży, jest piękna.
Cygańska spódnica zaczyna żyć swoim życiem, kiedy nonszalancko się obraca, z gracją baletnicy, odwraca głowę, teraz wygląda jak heroina z gotyckiego romansu. Polonistka, aktorzyca, swawolna i niewinne dziewczę, w której jest łagodność i dzikość, to wszystko w jednym człowieku.
Są w niej epoki literackie, style, gatunki i formy, sama jest poezją, sztuką. Jest wiele więcej, niż można napisać …
Alina-człowiek wielotomowy!
Baletnice metafor tańczą na stole.
W małych dworkach i dużych dworach, zapyziałych salach bibliotek, na salonach i poza salonami, na trawach poparzonych słońcem, w Kazimierzach i Nałęczowach nie przestaje czytać, recytować i cała lśni.
Dziękuję, że podzieliłaś się z nami lśnieniem, kochana Poetesso!
Naprawdę łezka w oku się kręci 😢
Uczyła mnie języka polskiego u Vetterów. Osoba trudna i niesprawiedliwa.
Pani Danuto, przykre że w takim momencie padają takie słowa. Nie ma osób idealnych, a o zmarłych nie wypada mówić źle, bo nie mają już szansy się bronić. A może to pani nie przykładała się do nauki
Pani Danuta, ma Pani prawo mieć własne opinie, ale niestosowne i co najmniej niekulturalne jest wyrażanie tego rodzaju stwierdzeń pod nekrologiem.
Pracowałam z Aliną i pamiętam jak bardzo cenili i lubili ją uczniowie.
Prawda? Też Ją taką zapamiętam. Ja – miłośniczka literatury.
Piękna, wrażliwa kobieta, ciałem i duchem. Zostały tomiki…